Witajcie :)
W dalszym ciągu testuję nowe cienie Inglot. Kiedy je pokazywałam obiecałam więcej kolorowych makijaży, co czynię z nieukrywaną radością, bo praca tymi cieniami to czysta przyjemność :)
Najchętniej sięgam po cienie matowe, mają genialną pigmentację. Poza tym po kilku miesiącach malowania głównie perłowymi, błyszczącymi cieniami Maca zatęskniłam za matami. No i nie ukrywam, że dużo łatwiej się je fotografuje :) Nie martwię się tym, że światło lampy odbije się w tych wszystkich drobinkach i na zdjęciach zamiast intensywnego koloru zobaczę jeden wielki błysk, jak to bywało w przypadku cieni perłowych... Ach, jaki ja zawsze miałam z tym problem! ;)
Głównym bohaterem dzisiejszego makijażu jest Inglot #74 AMC, piękny, bordowy / ciemnofioletowy cień z delikatnymi drobinkami. Połączyłam go z matowym, koralowym cieniem, który na powiece jest nieco intensywniejszy niż w opakowaniu, granatem, odrobiną pomarańczu. Całość doprawiłam odrobiną czerni. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)